Jakoś udało się Małego do domu doprowadzić. Filip dostał swoje śniadanie, Znajdek też, ale jest z nim problem, bo jedyne co zjadł to trochę chrupek i biały serek - Bieluch (rozcieńczony z ciepłą wodą, aby nie był taki z lodówki).
Gdy moje koty też już zjadły wypuściłam je na ogród, uprzednio Małego zapinając w szelki. Odpięłam smycz, aby uniknąć ewentualnego zaplątania się Kota. Coś musiałam przeczuwać.
Wyszłam przed dom do Znajdka i wzięłam go na chwilę na kolana. Może z 5 minut... Wróciłam sprawdzić, jak koty na ogrodzie, zobaczyłam Urwisa pod płotem i usłyszałam wycie Małego... Wisiał przerzucony w połowie przez płot, miotając się i wyjąc. Podbiegłam, zobaczyłam niesamowicie wplątane w płot szelki, na szczęście znalazłam zapięcie w części na szyi, odpięłam i okazało się, że to pozwoliło Małemu się uwolnić. Szelki zostały na płocie. Musiał przechodząc zaczepić się częścią brzuszną, bo to ta była zdjęta i naprawdę mocno wkręcona w zakończenie płotu.
Zdjęcia zrobiłam dużo później... (widać, że trochę popsułam płot wyciągając szelki, naprawię później).
sporo futerka leżało na ziemi po naszej stronie ogrodu i na zewnątrz...
Wrócił do domu na własnych łapach i ruszył do miski. Zjadł, położył się, umył. Przyszedł Urwis, który chciał mu zrobić porządne lanie, ale wyszła z tego zabawa. Później koty poszły spać i śpią z małą przerwą do teraz....
A ja mam nauczkę. Całe szczęście, że szybko wróciłam na ogród i że Małemu nic poważnego się nie stało... Nie wygląda jakby mu coś było, poza tym, że przeżył stres. Jak głęboki okaże się po sikaniu. Mały w wyniku zestresowania potrafi wstrzymać sikanie na kilka dni... :(.
No, a Znajdek w miarę dobrze, choć zauważyłam, że jakby kaszle. Małemu Kotu też się to czasem zdarza. I nie wiem co z tym jedzeniem..., mam nadzieję, że nie jest chory.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, jutro będzie u nas weterynarz. Zaszczepi moje kociambry i poogląda Znajdka. Na pewno całą trójkę (plus Filipa) odrobaczymy.
Az mnie ciarki przeszly! Czytalam gdzies, ze wychodzace koty nie powinny nosic obrozek ani szelek, wlasnie z tego powodu, ze to czesto bywa dla nich smiertelna pulapka. Czesto wlasciciele zakladaja kotom obrozki z dzwoneczkiem, zeby ostrzegac ptaki, ale lepiej tego nie robic.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Denis nie dostanie moczostopu.
Ale on nie jest wychodzący w takim sensie... No wiem, że źle zrobiłam. Najgorsze, że miałam jakąś intuicję i tę smycz mu odpięłam, ale zostawiłam szelki. Dobrze, że nic się nie stało!...
UsuńJak dobrze, że nic się małemu nie stało. Dobrze, że w porę przyszłaś na ratunek!
OdpowiedzUsuńNie wiadomo, co wcześniej jadł znajdek. Wiesz, mój Łini jak do nas trafił z podwórka, w ogóle nie chciał jeść żadnej karmy! Wystarczały mu bułki (które podkradał nam z chlebaka), makaron, ziemniaki... dopiero z czasem zapomniał o starych nawykach i teraz ma podniebienie już wykwintne niczym książę ;) Myślę, że Znajdek też przyzwyczai się do lepszej diety :)
A kasłanie to może od robali? - nie wiem, tak gdybam. Życzę zdrówka wszystkim kocurom i pozdrawiam :)
Wiesz Kasiu, tak właśnie myślę, że on jadał to co ze stołu dostał..., ale zobaczymy... Oby mu wystarczyło to co dostaje w tej chwili. Żeby nie był głodny.
UsuńNo właśnie, jutro będziemy wszystkich odrobaczać.
Dziękuję :)!
Najważniejsze że wszystko dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńTak :)!
UsuńWyobrażam sobie jak się poczułaś widząc Małego wiszącego na płocie!:(
OdpowiedzUsuńMoże Znajdek gdzieś jeszcze podjada?
Oby wszystko dobrze się skończyło!:)
Podsunęłaś mi myśl, że podjada jedzenie kurom?... Nie wiem, czym sąsiadka karmi kury, ale chyba nie ziarnem...
UsuńDobrze, że wszytko się skończyło ok. Ale domyślam się, że miałaś ciężkie chwile.
OdpowiedzUsuńOj, bardzo...
UsuńO kurcze ale historia! Dobrze że z happy endem :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to tylko przypomina, aby nie zapominać co jest najważniejsze...
UsuńWyobrażam sobie jaki stres przeżyłaś .Dobrze że Twoja czujność nie zawiodła.Dla koteczków dużo głasków .Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję... :). Trzymaj kciuki proszę za to, aby Mały nie lał Znajdka..., a Znajdek znalazł domek...
UsuńNo to miał Mały dzień przygód. Najważniejsze, ze nic się nie stało!
OdpowiedzUsuńTak. To najważniejsze.
UsuńJak dobrze, że nic mu się nie stało. Przeżyłam taką sytuację z Gackiem - zaczepił się szelkami (górną częścią - tą przy szyi) o ogrodzenie i szarpał się tak, aż zacisnął ją sobie na szyi i zaczął się dusić. Nie mogłam mu tego rozpiąć, a on już mi się dusił w rękach, na szczęście jakoś w ostatnim momencie się udało, nigdy nie zapomnę tej paniki jaka wtedy czułam.
OdpowiedzUsuńFajnie, ze macie weta, który do Was przychodzi.
Nasza niedziela też nie zaczęła się ciekawie, bo pies sąsiadki wpadł pod samochód i wieźliśmy go do weterynarza (na szczęście udało się znaleźć takiego co przyjmuje w niedzielę). Ale najważniejsze, że piesek nie ucierpiał bardzo i poza szwem na głowie i potłuczeniami, wyjdzie z tego :-) Całości dopełnił wczoraj mandat i 4 punkty karne, które zarobiłam ;-) Ale co tam :-)
Pozdrawiam i głaski wysyłam Urwisowi, Małemu, Fiilipkowi i Znajdkowi.
Współczuję... Brrr!!!!!!!!! Straszne są takie przeżycia...
UsuńPierwszy raz poprosiłam weterynarza do domu... Trochę na decyzję miał wpływ Znajdek, a trochę to, że Pani doktor, do której jeździmy akurat nie ma i zadzwoniłam do innego weterynarza.
No i historii z psiakiem też nie zazdroszczę. Dobrze, że udało się go uratować... Co zrobił kierowca samochodu? Pomógł chociaż?...
Ale przeżycia , nie zazdroszczę :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Mały szybko zapomni o tym incydencie.
Za Znajdka i wszystkich chłopaków kciuki
Dziękuję. Póki co Mały Kot pamięta...
Usuń