Adaptacja trwała tydzień. Najpierw zgodnie z uzyskanymi od ludzi i na portalach o zwierzętach instrukcjami przenosiliśmy zapachy. Czyli głaskaliśmy jedno, potem drugie i tak w kółko... Szimi trochę węszyła pod drzwiami do pokoju Michała, ale wcale nie jakoś dużo... Po trzech dniach wpuściliśmy Psa do pokoju małego... Urwis już się na tyle oswoił, że swobodnie łaził po pokoju i bawił się z nami. Kiedy Pies był z Kotem, ja siedziałam w piwnicy i paliłam jednego papierosa po drugim wysyłając mojemu najukochańszemu na świecie Psu sygnały, że Tego kota zjeść nie wolno... A Szimi chodziła krok w krok za kotem i oblizywała się, a czasem jego. Urwis się jej nie bał, wychował się z psem. Za to ja nie byłam pewna, czy to lizanie Kota nie znaczy: "smakuję Cię"... Nie znaczyło :). Po 4 dniach takiego wprowadzania Psa do Kota, zostawiliśmy Urwiskowi otwarte drzwi. Gdy zszedł na dół, Szimi znów nie odstępowała go na krok, ale nie była wobec małego agresywna... Po następnych kilku dniach przestaliśmy zamykać Kota w pokoju na czas naszej nieobecności.
Tylko raz widziałam, aby Szimi warknęła na Kota - i to wcale nie wtedy, gdy wyjadał jej jedzenie z miski, ale gdy przeszkadzał jej w kąpieli w promieniach słońca...
Zdjęcia Szimi i Urwisa z przed roku i prawie dzisiaj.... :)).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz