Kiedy brałam Małego Kota spodziewałam się, że będzie inny niż Urwis...
Ale mimo to mnie zaskakuje.
Miotam się chyba bardziej niż on, ale jednak względy bezpieczeństwa (i wygody dodatkowo) przeważają.
A o co chodzi?
Mały od kiedy wróciliśmy do domu po wakacjach (tydzień po) notorycznie przełazi przez płot. Wcześniej też to robił, ale raz na kilka wyjść i nie od razu, ale po dłuższym czasie przebywania na ogrodzie (albo przed domem). A od kilku dni za każdym razem wyjście kończy się pójściem po kota...
Nie wiem, co zrobić z tym fantem. Okolica nie jest bardzo niespokojna, ale jeździ trochę samochodów jednak i jakieś 300 metrów jest do głównej szosy. Sporo kotów. Większość domowe, wychodzące kastraty (sterylizowane kotki). Niezbyt wiele psów, psów dziko chodzących prawie wcale. Okolica ludzi dobrze się znających.
Ale. Mały Kot za każdym razem zapuszcza się dalej i dalej. Trudno powiedzieć, czy granica do której dotrze to będzie jeszcze teren bezpieczny. Cała masa pojedynczych domków, gdzie Kot może wejść i...? No właśnie nie jestem pewna. W lecie można zostawić okno otwarte, czy drzwi, aby mógł wrócić, ale nie na parterze, na piętro trzeba by drabinkę budować itp. Bez sensu. W dodatku Mały nie unika deszczu, ani chłodu. Gdyby pozwolić mu wychodzić, będzie chciał wychodzić niezależnie od pogody i czasu.
Nie chciałabym kota zostawiać poza domem gdy nikogo w nim nie ma, ale okna mu otwartego też nie zostawię (zwłaszcza gdy na dłużej się wychodzi), a na zawołanie nie reaguje i w nosie ma generalnie, albo wręcz ucieka, gdy się po niego idzie.
No i niesprawiedliwe to względem Urwisa, któremu wyjście pod bramką z przodu domu zamknęliśmy i Urwis grzecznie zostaje w środku. Po płocie nie łazi.
No i niesprawiedliwe to względem Urwisa, któremu wyjście pod bramką z przodu domu zamknęliśmy i Urwis grzecznie zostaje w środku. Po płocie nie łazi.
Plus jest tylko jeden - dla Małego kota.
Zdjęcia z wypadów za ogród (z przed domu będą później):
Za rogiem płotu najbliższego sąsiada. Chyba spadające śliwki tak go przyciągają.
Chaszcze pod drzewem.
Za płotem którychś z kolei sąsiadów. Musiałam przechodzić, aby go zabrać. Stoi tam altana, w której rosną głównie pokrzywy.
Pod ścianą widoczną na pierwszym zdjęciu.
Tak więc nie wiem, co z tym zrobić. Dzisiaj byliśmy w szelkach i w szelkach na smyczy, a i tak dwa razy Małego z płotu ściągać trzeba było...
Pierwszym rozwiązaniem jakie mi przyszło do głowy, to nałożenie na płot takiej części pochylonej do wewnątrz (ale nie jestem do końca pewna czy do to zatrzyma, skoro idzie po siatce)
OdpowiedzUsuńMożna tez zrobić z ogrodu wolierę - nakryć cały siatką rozpiętą nad płotem, ale to bardzo radykalne rozwiązanie.
Myślę, ze zostają Wam szelki do czasu, aż zrezygnuje. Niestety, skoro udało mu się kilka razy wyjść to będzie o tym długo pamiętał i odzwyczajanie może potrwać baaardzo długo - koty bardzo niechętnie rezygnują z raz zdobytych (wydartych siłą/podstępem/sposobem) przywilejów
wiewiórka - myślałam o tym, ale dla mojego męża dokładanie tej pochylonej części to zbyt wielkie przedsięwzięcie. woliery sama bym nie chciała - to za duża przestrzeń. szelki póki co zdają egzamin. Mały przymierzał się rano, ale od tamtej pory jest jak aniołek :P... :).
OdpowiedzUsuńAle też upał był wielki i może zwyczajnie mu energii brakuje?...
moze kiedys mu sie znudzi... ale ja pewnie zdecydowalabym sie na szelki... bo nawet gdy okolica spokojna to mialabym obawy...
OdpowiedzUsuńMały jest spragniony wiedzy o świecie, to kot wędrowca, to kot badacz...
OdpowiedzUsuńMoże poprosić sąsiadów, aby dobrze go wystraszyli - na Bolka podziałało, na Tosię działa przez dwa tygodnie