Postanowiłam w końcu znaleźć czas i posadzić roślinki z przodu domu. Poszłam do "Zieleni Miejskiej" i kupiłam wrzosy, a także miniaturowe różaneczniki. Przed domem jest głównie cień i nie wszystko chce tam rosnąć. Zrobiłam przymiarkę i zabrałam się do pracy.
Z drugiej strony "murka" posiałam trawę, ale to później. Wcześniej pomagały mi wykopywać miejsca na roślinki oba koty.
Głównie "zabezpieczając tyły" (jak to się mówi w terminologii wojskowej).
Urwis szybko się znudził i zajął stanowisko na wieży (czyli na parapecie, który ostatnio namiętnie okupuje).
Mały Kot, po tym jak wyjadł (wyciągnął) kilka dżdżownic (co nie zostało uwiecznione z racji brudnych rąk operatorki aparatu), bardzo ładnie zaprezentował swoje kocie wdzięki na tle posadzanych już wrzosów i różaneczników.
Zmęczone Koty zostały odprowadzone do domku i nakarmione, a ja wróciłam posiać trawkę.
Kilka dni później spadł pierwszy śnieg i przykrył roślinki, posianą trawę i dwie wierzby.
Wrzosy i różaneczniki przeżyły. Nasiona trawy są, ale czy coś z nich w końcu wyrośnie?
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz