Nie mówię o tym, że śpiewają codziennie (chociaż u nas kotów niewykastrowanych/niewysterylizowanych w okolicy już bardzo mało), ale o innych wiosennych incydentach...
Spotkanie Urwisa z Szarym opiszę później, teraz najświeższe wiadomości odnośnie wspinaczkowych wybryków kotów.
Więc: kilka dni temu idąc do sklepu usłyszałam błagalne i donośne miauczenie. Rozglądałam się, ale za sąsiednim płotem nie mogłam dojrzeć żadnego kociastego... Miauczenie nasilało się gdy zbliżałam się do punktu zero... Ślepa jestem, czy co? Poszłam pogodzona z nagłym pogorszeniem wzroku do sklepu, ale wracając usłyszałam to sama MiaUUUmiAAAUUUU.... Pewnie chodziłabym tak jeszcze godzinę wzdłuż płotu nasłuchując i wysilając oczęta, gdyby nie sąsiadka, która już z daleka krzyknęła do mnie: "jak ten kot tak wysoko tam wlazł!!!" - a wydawało mi się, że drzewa też pooglądałam... Kot był jednak na samym wierzchołku modrzewia... Był tam i wyraźnie był już zmęczony... Poszłam do innej sąsiadki, zawiadomić, że ich kot siedzi na drzewie, nie potrafi zejść i woła. Później okazało się, że to nie był ich kot, ale wprawiony już w schodzeniu z drzew przy pomocy straży pożarnej całkiem-inny-kot. Swoją drogą dziwne, że koty wchodzą tak wysoko, ale zejść nie potrafią.
Zaniosłam zakupy do domu i prawie miałam wrócić do kota nadrzewnego, gdy zobaczyłam, że jest ściągany z drzewa... (przy użyciu pojazdu z dźwigiem z energetyki). Biedak tak przestraszył się obcego, że spróbował jednak zejść sam, a w rzeczywistości spadł amortyzowany gałęziami i chwilowym zaczepieniem o nie podczas lotu. K. twierdził, że kot spod drzewa odbiegł.
Po 5 minutach nie było już wokół zdarzenia nikogo, ja jednak z mojego ogrodu nadal słyszałam miauczenie. Na miejscu okazało się, że Kot siedzi pod chaszczami w ogrodzie, gdzie stał modrzew i miauczy... Porozmawiałam chwilę z inną sąsiadką, która przyniosła Kotu rybę (ale mu jej nie dała, bo Kot się boi ludzi) i chwilę poubolewałyśmy obie nad właścicielami, którzy kota ściągnęli (czy raczej zmusili do zejścia) i poszli sobie... Przy okazji dowiedziałam się, że kot ma na imię Herkules. Tymczasem wyglądał bardzo biednie. Bałam się, że mógł sobie coś uszkodzić spadając z drzewa, więc poszłam do właściciela ogrodu (ogród jest z tyłu domu i z przed domu, na ogród można przejść tylko przechodząc przez dom), z prośbą o otworzenie bramki na ogród. Sąsiad się ubrał i wyszedł, a ja z drugiej strony płotu - patrzymy: kota nie ma. Ulotnił się. Przeprosiłam więc grzecznie za zamieszanie i odetchnęłam. Skoro miał siły by przeskoczyć płot, znaczy - nic mu nie będzie... i do domu trafi :))....
No i tak się skończyła pierwsza wiosenna moja przygoda z innym kotem.
Drugiej nie było :P - to tylko migawka zeskakującego kota (innego) z drzewa (innego) wprost na stojący pod drzewem samochód. Widok był niesamowity bo kot wyglądał jak torpeda, leciał po skośnej z dużą szybkością... Ten kot, jestem pewna, wiedział co robi :P....
Spotkanie Urwisa z Szarym opiszę później, teraz najświeższe wiadomości odnośnie wspinaczkowych wybryków kotów.
Więc: kilka dni temu idąc do sklepu usłyszałam błagalne i donośne miauczenie. Rozglądałam się, ale za sąsiednim płotem nie mogłam dojrzeć żadnego kociastego... Miauczenie nasilało się gdy zbliżałam się do punktu zero... Ślepa jestem, czy co? Poszłam pogodzona z nagłym pogorszeniem wzroku do sklepu, ale wracając usłyszałam to sama MiaUUUmiAAAUUUU.... Pewnie chodziłabym tak jeszcze godzinę wzdłuż płotu nasłuchując i wysilając oczęta, gdyby nie sąsiadka, która już z daleka krzyknęła do mnie: "jak ten kot tak wysoko tam wlazł!!!" - a wydawało mi się, że drzewa też pooglądałam... Kot był jednak na samym wierzchołku modrzewia... Był tam i wyraźnie był już zmęczony... Poszłam do innej sąsiadki, zawiadomić, że ich kot siedzi na drzewie, nie potrafi zejść i woła. Później okazało się, że to nie był ich kot, ale wprawiony już w schodzeniu z drzew przy pomocy straży pożarnej całkiem-inny-kot. Swoją drogą dziwne, że koty wchodzą tak wysoko, ale zejść nie potrafią.
Zaniosłam zakupy do domu i prawie miałam wrócić do kota nadrzewnego, gdy zobaczyłam, że jest ściągany z drzewa... (przy użyciu pojazdu z dźwigiem z energetyki). Biedak tak przestraszył się obcego, że spróbował jednak zejść sam, a w rzeczywistości spadł amortyzowany gałęziami i chwilowym zaczepieniem o nie podczas lotu. K. twierdził, że kot spod drzewa odbiegł.
Po 5 minutach nie było już wokół zdarzenia nikogo, ja jednak z mojego ogrodu nadal słyszałam miauczenie. Na miejscu okazało się, że Kot siedzi pod chaszczami w ogrodzie, gdzie stał modrzew i miauczy... Porozmawiałam chwilę z inną sąsiadką, która przyniosła Kotu rybę (ale mu jej nie dała, bo Kot się boi ludzi) i chwilę poubolewałyśmy obie nad właścicielami, którzy kota ściągnęli (czy raczej zmusili do zejścia) i poszli sobie... Przy okazji dowiedziałam się, że kot ma na imię Herkules. Tymczasem wyglądał bardzo biednie. Bałam się, że mógł sobie coś uszkodzić spadając z drzewa, więc poszłam do właściciela ogrodu (ogród jest z tyłu domu i z przed domu, na ogród można przejść tylko przechodząc przez dom), z prośbą o otworzenie bramki na ogród. Sąsiad się ubrał i wyszedł, a ja z drugiej strony płotu - patrzymy: kota nie ma. Ulotnił się. Przeprosiłam więc grzecznie za zamieszanie i odetchnęłam. Skoro miał siły by przeskoczyć płot, znaczy - nic mu nie będzie... i do domu trafi :))....
No i tak się skończyła pierwsza wiosenna moja przygoda z innym kotem.
Drugiej nie było :P - to tylko migawka zeskakującego kota (innego) z drzewa (innego) wprost na stojący pod drzewem samochód. Widok był niesamowity bo kot wyglądał jak torpeda, leciał po skośnej z dużą szybkością... Ten kot, jestem pewna, wiedział co robi :P....
.
Jak najbardziej kociaki czasami potrafią być mocno zwariowane i muszę przyznać, że moje również. Ja teraz planuję mieć kota szylkretowego https://abc-kot.pl/kot-szylkretowy-jakiego-jest-koloru/ gdyż te 3 kolory bardzo mnie przekonują.
OdpowiedzUsuń