Pierwszy tydzień Soni w domu...
Przyznam, że dopiero do mnie dociera co się stało... W jakich warunkach żyła Sonia...
Chciałabym wierzyć, że przez te 13 lat zanim trafiła do schroniska, miała jednak jakieś inne warunki. Że może gdy była młodsza, to biegała sobie beztrosko. Tak, czy siak, jest to ogromnym okrucieństwem więzić w ten sposób żywą istotę... A przecież na spacerach spotykam nadal psy przy budzie..., psy w kojcach, w którym ledwo się mogą obrócić... To się nadal dzieje...
Ale teraz przynajmniej dla tego jednego Istnienia się odwróciło i odwraca się, zmienia dla wielu innych. Codziennie, ktoś gdzieś ratuje zwierzaka, daje dom kotu lub psu...
...
U nas Sonia się dobrze zaaklimatyzowała :). Poniżej zdjęcia z tego pierwszego tygodnia. I kilka słów komentarza :D
Na łące za domem - szybko okazało się, że opcja łąka dla Soni specjalnie interesująca nie jest - Shanti może pobiegać, za patykiem, za piłeczką, a Sonia raz, że nie potrafi - wydaje się, że zupełnie nie wie, co można zrobić z zabawką - no, na ogrodzie podrzucała do góry, ale aportowanie jest jej kompletnie nieznane, a dwa, że nie puszczam jej ze smyczy, gdyż dopiero uczy się reagować na imię, na wołanie, na cokolwiek ;)...
:) Trzymajcie kciuki, za wtorkowe strzyżenie ;)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz