Że umówiłam się z Bożenką przypomniałam sobie, gdy napisała, że za chwilę czeka... ;)... No tak! Koty... Miałam do nich jechać już od tygodnia... Wstałam i chciałam popracować (artykuł), pojechać do Ali, do rodziców, na wystawy (nie widziałam jeszcze) i na zakończenie FotoArt Festiwalu... Ale pojechałam do kotków.. i to uratowało życie przynajmniej jednemu z nich...
Kotki mieszkały na ogrodzonej posesji "niczyjej", gdzie były dokarmiane, miały miejsce do spania w szopie z sianem, choć i tak te małe kotki spały w drzewie, który widzicie na zdjęciu poniżej... Z tego drzewa wyskakiwały do jedzenia jak małe wiewiórki...
Na zdjęciu starsze rodzeństwo maluszków biały większy to Misza - złapany dopiero wieczorem, mały mały to Blanka, która wieczora by prawdopodobnie nie dożyła...
Blanka:
Miszka :)
To były jedyne zdjęcia z aparatu... Później małe białe się zatoczyło, przewróciło na bok i nie było w stanie podnieść... Wzięłam je więc na ręce, z postanowieniem, że nie dam mu tak umrzeć...
Ani, że w ogóle nie dam... Wiedziałam już, że pojedziemy do wet, więc szybko złapałam drugiego malucha:
Trzeciego nie dało się złapać tak ad hoc, a czułam, że najmniejszy maluch nie ma czasu, wsiadłam więc do samochodu i pojechałam... W drodze rozładowała się komórka, zdjęć więc nie mam...
W lecznicy Pani Doktor nawodniła kotki, podała witaminy, antybiotyk i lek przeciwzapalny. Zmierzyła temp... Blanki była niższa niż 32 stopnie... Nie wiem, czy 34? pokazał termometr u Coli?...
Kotki Pani Kasia włożyła do kontenerka, gdzie już grzała mata grzewcza i czekał ciepły kocyk... Wiedziałam, że zrobiłyśmy wszystko co było można i naprawdę moja wdzięczność jest ogromna... Ja miałam inne plany, ale Pani Doktor też - jej dzieci nie mogły się już doczekać wyjścia w góry, tymczasem ona jeszcze przyjmowała te maluchy...
Z Bożenką umówiłam się na łapanie ostatniego malucha - Miszy wieczorem i udało nam się to fortelem :)... Byłyśmy dwie, ale w różnych miejscach... Bożenka więc udała, że odchodzi i wycofała się, a ja zostałam... Koty usatysfakcjonowane, że "niebezpieczeństwo" się oddaliło podeszły do jedzenia. Wtedy capnęła kotka i do kontenera ;)... he he... Michał świadkiem, że w "capaniu" kotków jestem dobra - już kiedyś jedną kotkę wyłapywałam z dziwnego miejsca ;)
W przychodni zobaczyłyśmy termos :D.. :)
Działał, bo jak się okazało Blanka odzyskała normalną kocią temperaturę :), ale najpierw Miszka.
Zdjęcia poniżej są Bożenki:
Misza miał czyszczone uszy, dostał też kroplówkę oraz witaminy. Antybiotyk nie był konieczny :).
Trzeba przyznać, że jest to śliczny kotek!!
Kolejny szedł do przeglądu i czyszczenia uszu Kola :)
On najmniej jest przyjazny ;), a warczy przy jedzeniu jak całe stado wielkich kotów! Ale wiem, że z niego też będą Koty :D... ;) Uszy wyczyszczone, nawodniony :)
Na koniec dziewczynka, Blanka :)... To o nią tak walczyłyśmy, ale dostała wszystko co możliwe - oprócz opieki weterynaryjnej, też silny przekaz reiki (od nas obydwu) i innych uzdrowicielskich mocy!
Blanka nie wygląda dziś na ładnego kotka, ale obiecuję, że za tydzień będzie to już całkiem śliczna kandydatka do łamania serc!!!
Jest cała biała, tylko ogonek czarny :)
Na koniec zostałyśmy na wieczornym karmieniu :)
(na tym zdjęciu widać jakie są chude...)
W maluchach można się już zakochiwać ;), można rezerwować :D... i można wpłacać, żeby mi pomóc, na konto Braci Mniejszych z dopiskiem DT u Abigail.
Piękności ♥️
OdpowiedzUsuń:) <3
UsuńKociaki przecudne, a ile miały szczęścia że trafiły na tak dobre duszyczki ♥
OdpowiedzUsuńWzruszający post i bardzo budujący. Kciuki za zdrówko maluchów i dobre domki !
dziękuję...! niech się dzieje dobro!
UsuńMalutkie koty są niesamowite. Takie chudziutkie jeszcze, nieporadne, a nie wiadomo kiedy człowiek się obejrzy rosną duże kociska :D
OdpowiedzUsuńto prawda :)
Usuń